Dziś dotarła do mnie niezwykła książka, zatytułowana "Jacek Zieliński we wspomnieniach fanów". Publikację zredagował pan Jarosław Fischbach, któremu dziękuję za przyjęcie mojego tekstu.
![]() |
Rys. Ola Zasada-Sójka |
![]() | |
Zdjęcie własne |
Oto fragment moich wspomnień, opublikowanych na łamach tej książki.
Moje pierwsze zetknięcie z twórczością pana Jacka Zielińskiego to piosenka w radiu z 1988 roku do wiersza poetki Ewy Lipskiej – „Nie domykajmy drzwi”. Pamiętam jej klimat, mimo że miałem wówczas tylko pięć lat. Potem jako uczeń szkoły podstawowej kupiłem z tatą płytę „Cała jesteś w skowronkach” z 1969 roku. Znałem już wówczas wiele utworów z tej płyty: „Z kopyta kulig rwie”, „Medytacje wiejskiego listonosza”, „Króliczek” czy „Prześliczna wiolonczelistka”. Potem były jeszcze jakieś składanki.
Po raz pierwszy jednak miałem przyjemność zobaczyć i usłyszeć braci Zielińskich na żywo w moim rodzinnym mieście Radomiu dopiero w 2021 roku podczas spotkania, w Mazowieckim Centrum Sztuki Współczesnej „Elektrownia”, na którym byliśmy wraz z żoną Madzią. Kiedy te wszystkie znane mi z dzieciństwa hity zabrzmiały na żywo miałem łzy w oczach. A potem krótka rozmowa z panem Jackiem, pamiątkowe zdjęcie, autograf. Pan Jacek był w doskonałej formie. Nic nie wskazywało na to, że tak poważnie choruje. W maju, trzy lata później, przyszła wiadomość o Jego śmierci… i znów wielki smutek. Bardzo lubiłem styl pana Jacka, jego uśmiech, charakterystyczną bródkę, okulary i kamizelki, które sam lubię nosić. No i oczywiście ogromny talent muzyczny, głos. Miał charyzmę.
Polecam to wydawnictwo i oczywiście piosenki "Skaldów". Jak to napisał ostatnio mój redakcyjny kolega Adam Świć z "Koziegorynku": "Skaldowie to nasze dobro narodowe". I tym akcentem kończę.