Pierwsza kobieta. Ewa. Brzemienna jak Sara i Rachela. Pracowita jak Rebeka. Niczym Ruth, szukała dla nas chleba. Ocalała dom przed zagładą, jak Rachab. Nigdy nie tańczyła pięknie jak Salome… Nie miała też zachcianek tak jak Herodiada. To ona pierwsza pokazała mi Zbawcę, jak biblijna Anna. Krzątała się codziennie w domu, niczym Marta. I jak Elżbieta uczyła powtarzać: „bądź pozdrowiona, Maryjo..”, nad grobem Łazarza. Odganiała ode mnie wciąż jawnogrzesznice. Gdy patrzy za siebie to zastyga… Widzę. Woli jak Debora wróżyć co się stanie. Miewa sny prorocze, jak żona Piłata. Niczym Weronika, przed ukrzyżowaniem, ściera z twarzy Jezusa łzy za grzechy świata. I w ukryciu modli się do Stwórcy: "Panie…", wierząc z Magdaleną w ciała zmartwychwstanie. A umęczony Chrystus, z krzyża, w osobnych pokojach, mówi do Niej: „Oto syn Twój” a do mnie: „Oto matka Twoja”. 2013.
literacki blog Adriana Szarego