W zeszłym tygodniu byliśmy z żoną kilka dni w Lublinie. Obejrzeliśmy wystawę Tamary Łempickiej, Muzeum Józefa Czechowicza, a także wystawę inspirowaną twórczością Brunona Schulza i rzeźby Adama Myjaka w Centrum Spotkania Kultur w Lublinie. Szczególnie do gustu przypadła nam restauracja "Mandragora", gdzie się stołowaliśmy i gdzie udało nam się spotkać ze znajomymi: Asią Wiśniewską z Muzeum Bolesława Prusa w Nałęczowie, Urszulą Lewartowicz – lubelską poetką i wykładowczynią na UMCS oraz Anną Turską z innowacyjnej edukacji dzieci "Froebel". Mieszkaliśmy w urokliwym hostelu nieopodal Starego Miasta. Udało nam się zobaczyć również po latach siedzibę UMCSu, gdzie studiowaliśmy wraz z żoną. Była to więc podróż sentymentalna. Mój pierwszy kontakt z Lublinem to rok 1996. Miałem wówczas trzynaście lat i walczyłem z kamicą nerek, której nikt nie chciał leczyć, w Radomiu, w tak młodym wieku. Wysłano mnie więc do szpitala w Lublinie. Do dziś pamiętam taki obrazek. Stoję w...
literacki blog Adriana Szarego