Nadszedł wolny dzień. Dzień 1 listopada. Święto Wszystkich Świętych. Lubicie wolne dni? Ja bardzo. Nie trzeba tak wcześnie wstawać, nie trzeba iść do szkoły i w ogóle nie trzeba się spieszyć.
Wstałam około dziesiątej i zeszłam w pidżamie na śniadanie. Mama i tata byli już w kuchni i pili wspólnie kawę. Nadia jadła swoje ulubione mleko z płatkami.
- Cześć Majeczko, dziś to się chyba wyspałaś, co? – przywitała mnie mama.
- Siadaj, zjesz z nami śniadanie – dodał tata. – Po śniadaniu pojedziemy na cmentarz, odwiedzić groby naszych, bliskich zmarłych.
- Tak wiem, że dziś odwiedza się groby, rozmawialiśmy o tym z panią na lekcji religii. – powiedziałam.
Jakieś dwie godziny później jechaliśmy wszyscy czworo naszym samochodem w kierunku cmentarza. Było chłodne, jesienne południe. Padał deszcz. – Pewnie niebo płacze po tych, których już nie ma… – pomyślałam.
Szliśmy między rzędami szarych płyt, przybranych kwiatami, oświetlonych świeczkami, z których patrzyły na nas twarze zmarłych.
- O, zobacz, jaka mała dziewczynka – wskazywała mama. Jest już aniołkiem i mieszka u Bozi.
- A ta pani przeżyła dziewięćdziesiąt pięć lat. Piękny wiek – mówił tata. Odwiedziliśmy sporo grobów: dziadków, wujków, cioć, kolegów i koleżanek moich rodziców. Na każdym kładliśmy kwiaty, zapalaliśmy świece, modliliśmy się, wspominaliśmy…
Przy jednym z grobów spotkaliśmy znajomą moich rodziców, panią Zosię i jej wnuczkę Laurę. Laura jest ode mnie sporo młodsza. To bardzo ładna i pogodna dziewczynka.
- Pani Zosia kilka lat temu straciła córeczkę, Agatkę. Agatka była młodą poetką – powiedziała mama.
- Co to znaczy, że była poetką? – spytałam.
- To znaczy, że pisała piękne wiersze – tłumaczył tata.
Wychodząc z cmentarza zauważyłam z daleka znajomą postać. Średniego wzrostu pan w szarej jesionce i śmiesznej, szarej czapce.
- To wujek Boczek! – krzyknęłam z uśmiechem, gdy zbliżał się do nas.
- Gdzie? – spytał tata.
- Rzeczywiście, wujek Antoni – potwierdziła mama.
Ucieszyłam się, bo bardzo lubię wujka Antoniego. To bardzo dziwny dorosły. Zawsze, kiedy go widzę, jest uśmiechnięty, nigdy się na mnie nie złości i lubi te same zabawy, co ja. Często więc bawimy się w chowanego, gramy w karty, szalejemy na placu zabaw, a raz nawet wujek Antek pozwolił mi, żebym przefarbowała jego włosy na czerwono, zmywalnymi farbami. Rodzice nigdy by mi na to nie pozwolili.
Tata mówi, że gdybym była dzieckiem wujka Antoniego też czasami straciłby do mnie cierpliwość, a ponieważ nie ma swoich dzieci, ma jeszcze w sobie bardzo dużo spokoju.
Rzeczywiście wujek Antoni nie ma własnych dzieci. Ma za to przemiłą żonę, ciocię Zuzię. Ciocia pysznie gotuje, dobrze się ubiera i też jest zawsze wesoła. Mama mówi, że ciocia i wujek są nauczycielami, ale nie wyglądają mi na tradycyjnych belfrów, takich ze szkoły, którzy wciąż każą ćwiczyć pisanie liter i powtarzać tabliczkę mnożenia.
![]() |
Rys. Olga Stodulska |
- Cześć, rodzinko – powiedział uśmiechnięty wujek, witając się kolejno z moją mamą, tatą i siostrą. Wreszcie podszedł do mnie, przytulił mocno i ucałował.
- Sam jesteś, czy z Zuzią? – spytała mama.
- Z Zuzią – odpowiedział wujek. Poszła kupić obwarzanki.
- Obwarzanki? – zdziwiłam się. Na cmentarzu?
- Tak, to już taka tradycja, jeszcze z okresu dzieciństwa. Zawsze wychodząc z cmentarza 1 listopada kupuję sobie obwarzanki. Żadnego innego dnia roku, nie smakują w ten sposób.
- Mamo, ja też chcę obwarzanki – krzyknęłam.
- I ja – dodała Nadia.
- Dziewczynki, nie naciągajcie wujka – powiedział tata.
- Ale, kto mówi o naciąganiu – odparł spokojnie wujek. Chodźcie, kupimy i dla was – dodał i wziął nas za ręce.
Ruszyliśmy w stronę straganów pełnych kolorowych balonów
i obwarzanków. Przy jednym z nich stała w kolejce ciocia Zuzia.
- Cześć, dziewczynki – przywitała nas ciocia.
- Zuziu, kupmy też obwarzanki dla dziewczynek – powiedział wujek.
Po chwili wszyscy jedliśmy obwarzanki: ja, Nadia, mama, tata, ciocia Zuzia i wujek Antek. Rzeczywiście smakowały wybornie.
Gdy szliśmy, wujek zapytał nagle:
- To dziś masz wolne, Majeczko? A jutro, na którą idziesz do szkoły?
- Jutro też jeszcze mam wolne, bo jest święto świętych – powiedziałam.
- To znaczy, dziś jest Święto Wszystkich Świętych, a jutro Wiernych Zmarłych, tak zwany Dzień Zaduszny.
- Jak to? – spytałam zdziwiona.
- Tak, tak naprawdę to dopiero jutro powinniśmy odwiedzać groby naszych bliskich zmarłych, ale w naszej tradycji przyjęło się, że już od 1 listopada chodzimy na cmentarze, a czasem nawet i wcześniej. Warto o tych, którzy odeszli pamiętać cały rok. Ja robię jutro u siebie w szkole „Zaduszki”, podczas których wspominać będziemy zmarłych uczniów, nauczycieli, absolwentów i pracowników – opowiadał wujek.
Kiedy już się rozstaliśmy, odwróciłam się i spojrzałam na wujka, jak odchodził z ciocią Zuzią. Jego szara jesionka zlewała się ze zmokniętą ulicą, murami cmentarza i równie szarym, jesiennym niebem.
- Maja, lekcje odrobione? – spytała nagle mama.
- Jeszcze nie wszystkie – odpowiedziałam.
- No to po obiedzie, bierzesz się za naukę – dodał tata.
Mnie też czekał powrót do szarej rzeczywistości. Ale dobrze, że jeszcze jutro mam wolne. Jutro też można iść na cmentarz i kupić obwarzanki. Zawsze będę je kupować. To będzie taka moja tradycja, jak wujka Antoniego.
(Fragment książki Majka i zagubiony Antek, wyd. Lucky, Radom 2016)