* * *
Dziś
rano budzik zadzwonił o godzinie szóstej. Wstałam, umyłam się, ubrałam i zeszłam na śniadanie do kuchni.
Mieszkamy bowiem w wielkim, pięknym, dwupiętrowym domu.
Na
śniadanie mama przygotowała jajecznicę i bułeczki z masłem. Jajecznicę zjadłam
chętnie, ale tylko kilka kawałków bułki. Kiedy niosłam naczynia do zlewu, po
drodze, podeszłam do kosza na śmiecie, bo chciałam wyrzucić niezjedzone kawałki
pieczywa. W ostatniej chwili powstrzymała mnie przerażona mama.
- Co
ty robisz, Majka? – zapytała.
- Wyrzucam
resztki bułki, których nie zjadłam – odparłam spokojnie.
- Oj,
święty Franciszek nie byłby z ciebie zadowolony – powiedziała mama.
- Kto?
– spytałam.
-
Święty Franciszek – powtórzyła.
- A
co, on lubił jeść bułki? – zapytałam – czy był piekarzem?
Moje
pytanie najwyraźniej rozbawiło mamę.
-
Ani nie lubił bułek, ani nie był piekarzem – wytłumaczyła. Po prostu święty
Franciszek podzieliłby się swoim posiłkiem z kimś biednym albo ze zwierzętami.
Na pewno nigdy nie wyrzuciłby jedzenia do kosza. Schowaj te kawałki bułki,
których nie zjadłaś. W weekend odwiedzimy wujka Antoniego, pójdziemy nad staw i
nakarmimy kaczki.
Ucieszyłam
się, że w weekend zobaczymy się z wujkiem Boczkiem. Ciocia Zuzia na pewno
ugotuje coś dobrego. Kiedy rozmarzyłam się o pysznym obiedzie u wujostwa, nagle
z dołu usłyszałam głos taty:
-
Majeczko, chodź szybciutko, bo spóźnimy się do szkoły.
-Już
idę – krzyknęłam.
Ucałowałam
mamę, wzięłam plecak i wybiegłam za tatą, z mieszkania.
Kiedy
jechaliśmy samochodem, ja, mój tata i moja młodsza siostra Nadia, wciąż
nurtowało mnie o jakim to świętym Franciszku mówiła mi, przy śniadaniu, mama.
Pomyślałam, że zapytam tatę, może on będzie coś wiedział.
-
Tato, mama mówiła mi dzisiaj o jakimś świętym Franciszku. Kto to taki? –
zagadnęłam.
-
Święty Franciszek? Można powiedzieć, że to taki pierwszy ekolog. Dostrzegał
Boga w każdym listku, kwiatku, zwierzątku. Kochał świat, przyrodę, ludzi –
opowiadał tata (…)
Wreszcie
nadszedł upragniony weekend i pojechaliśmy z rodzicami do wujka Antka. Po
pysznym obiedzie, przygotowanym przez ciocię Zuzię, poszliśmy z wujkiem Antonim nad staw, żeby nakarmić
kaczki i gołębie okruszkami chleba i moich niezjedzonych bułek.
![]() |
Rys. Olga Stodulska |
-
Wujku, słyszałeś o świętym Franciszku? – spytałam.
-
Jasne – powiedział wujek.
-
Wiesz, że podobno znał mowę zwierząt? – ciągnęłam.
- Ja
też znam, Majeczko – uśmiechnął się wujcio Antoni i zaczął rozmawiać
z
kaczkami – kwa, kwa, kwa, kwa.
- I
co mówią? – śmiałam się, obserwując dziwne zachowanie wuja.
-
Dziękują Mai za kolację – rzekł dobrotliwie – i mówią, że już idą spać. Na nas też już
chyba pora, Księżniczko.
Rzeczywiście
zrobiło się chłodno i zaczął zapadać zmrok. Wracając do domu pomyślałam, że
fajnie jest mieć takiego wujka, który jak święty Franciszek zna mowę zwierząt.
Co prawda nie jest pustelnikiem, ale i tak bardzo go lubię. A czy
wujek Antoni jest ascetą, tego nie wiem, może kiedyś go o to zapytam.
(Fragment
książki Majka, Franek ekolog i Krzyś
podróżnik, Radom 2017)