Całkiem niedawno byłem na „nowym” Kleksie. Mowa o filmie „Kleks i wynalazek Filipa Golarza”. To druga część nowej, filmowej edycji „Akademii Pana Kleksa”, o której pisałem szerzej na tym moim literackim blogu.
Dziś krócej. Druga część podobała mi się mniej niż pierwsza. Ale nie mogę też napisać, że mi się nie podobała. Dobra gra aktorska, muzyka, plenery.
To, czego nauczyła mnie ta część to fakt, że ludzie jednak się nie zmieniają. Widać to w kreacji Golarza Filipa, który na początku wydaje się jakby bardziej przyjazny niż ten sprzed 40 lat z filmowej ekranizacji „Akademii”. Ale tylko na początku, bo potem... No, ale nie będę spoilerował.
![]() |
Rys. Sylwester Zakrzewski |
Niedawno zmarł aktor, grający księcia Mateusza - pod koniec swego życia – w zeszłorocznym Kleksie. Scena z nim doprowadziła mnie do łez. Zresztą w zeszłym roku więcej płakałem na Kleksie. W tym prawie wcale.
Ryczałem za to po wyjściu ze sztuki „Tęsknię za domem” w radomskim teatrze. Tu także świetna scenografia, muzyka, a przede wszystkim gra aktorska. Ostatni monolog rozwalił mnie emocjonalnie i sprawił, że po wyjściu z teatru długo o tej sztuce myślałem. Dawno już tak nie miałem.
Myślę, że w tej wspomnianej przeze mnie sztuce odnajdzie się każdy. W filmie o Kleksie chyba też. Sztukę i film jest jeszcze szansa zobaczyć. Serdecznie polecam. A ja uświadomiłem sobie, dzięki tym tekstom kultury, że chyba mimo wszystko tęsknię za domem, za dzieciństwem i Kleksem, który był symbolem tego dzieciństwa.