Zbliża się Dzień Edukacji Narodowej. Z tej
okazji, chciałbym choć krótko wspomnieć na tym blogu moich największych
Mistrzów…
Pierwszym z nich był niewątpliwie mój
licealny polonista Profesor Wiesław Cieślik. To jemu zawdzięczam to kim dzisiaj
jestem. Po nim odziedziczyłem pasję do zawodu nauczyciela i poczucie humoru.
Poświęciłem mu jeden ze swoich wierszy „Weltschmerz”, opublikowany w tomie „CV”,
opowiadanie „Pan Jakub” z książki „Pierwodruki i przedruki” oraz wspomnieniowy
artykuł w „Gazecie Wyborczej”, który można przeczytać tutaj.
To w zasadzie chyba nasze jedyne wspólne
zdjęcie, jakie mi pozostało. Jesteśmy na nim z prawnukiem Marii Konopnickiej –
Janem Bieleckim (w środku).
Przyjacielem mojego nieżyjącego już
polonisty był Profesor Ryszard Tokarski, z którym zetknąłem się na lubelskiej
polonistyce. Miałem przyjemność pisać pod jego opieką pracę magisterską, a
później doktorską. Pan Profesor jest również autorem wstępu do mojego
pierwszego tomiku „Wianek z myśli”, a poświęcony mu wiersz „Semantyka” ukazał
się w mojej książce poetyckiej „Sylwa”. Udało mi się nawet zaprosić Pana
Profesora na wykład do mojej pierwszej pracy – Zespołu Szkół Plastycznych im.
Józefa Brandta w Radomiu. To wtedy powstało to zdjęcie, przedrukowane później w
Miesięczniku Kulturalnym „Resursa”, przy okazji wywiadu, który przeprowadzałem
z Panem Profesorem.
Profesor Tokarski niewątpliwie zaraził mnie
pasją do semantyki, jako jednego z najciekawszych działów językoznawstwa.
Niektórzy nawet twierdzą, że to po nim mam zamiłowanie do szarych garniturów i
specyficznego rodzaju brody. Coś w tym jest! Coś przecież z Mistrza przechodzi na ucznia.
Warto przy tej okazji wspomnieć jeszcze
kilka nazwisk moich charyzmatycznych pedagogów. Mojego wychowawcę ze szkoły
podstawowej Pana Pawła Janowicza, ze szkoły średniej – Pana Profesora Dariusza
Żytnickiego, moją polonistkę klas cztery – osiem: Panią Monikę Grzyb czy katechetkę Renatę Strzelec, która jako pierwsza zabrała mnie do radia, gdzie mogłem czytać swoje wiersze. Wiele
serca okazała mi również Pani Profesor Wiesława Karbarz, choć chemia w liceum
nie była moją specjalnością.
Nie zapomnę też nigdy wielu Profesorów ze
studiów: Pana Jerzego Bartmińskiego, Pana Jerzego Święcha, Pana Marka
Kwapiszewskiego, Pani Marii Wojtak, Pana Adama Siwca i Pani Anny Kalinowskiej,
a także Pana Arkadiusza Bagłajewskiego, od którego uczyłem się sztuki
prowadzenia warsztatów literackich, czy Pana Andrzeja Niewiadomskiego, który
pokazał mi jak pisać dobre wiersze. Szczególny sentyment mam również do
lubelskich metodyków: Pani Profesor Małgorzaty Karwatowskiej, Pana Profesora
Leszka Tymiakina i oczywiście językoznawców: Pana Profesora Józefa Kościa, Pana
Profesora Piotra Krzyżanowskiego i Pani Profesor Doroty Filar, która poddała
analizie kilka moich wierszy w swojej pracy habilitacyjnej.
Oczywiście nie jestem w stanie wymienić tu nazwisk wszystkich nauczycieli szkolnych i akademickich, którzy wywarli na mnie ogromny
wpływ.
Na koniec wspomnę jeszcze Profesora
Dariusza Trześniowskiego, którego zawsze ceniłem za wielką erudycję, a z którym
mam dziś przyjemność pracować na radomskiej polonistyce, a także Profesora
Krzysztofa Ćwiklińskiego – wspaniałego poetę i dramaturga, z którym również
współpracujemy, a z którym pierwszy raz spotkaliśmy się prawie dwadzieścia lat
temu na konkursie poetyckim. To zdjęcie dokumentujące nasze spotkanie. Po lewej poeta o. Wacław Oszajca.
I jeszcze jedno zdjęcie sprzed dwudziestu
lat, ze szkolnej wycieczki do Francji. Jestem na nim z moim obecnym kolegą z
pracy, świetnym pedagogiem, historykiem doktorem Adamem Duszykiem.
Kto by pomyślał, że będziemy kiedyś razem pracować. A zresztą czy ktoś dwadzieścia lat temu pomyślał, że także zostanę
nauczycielem? Życie pisze niesamowite scenariusze.