*
* *
Dziś znów ze szkoły odebrała mnie
ciocia Karolina (…) Czasami chodzę na jej występy. Jestem z niej wtedy bardzo
dumna. Wszyscy na nią patrzą, podziwiają, a ja wiem, że to moja ukochana
ciocia. Chciałabym kiedyś grać na scenie jak ona. Być wielką, znaną aktorką.
Pamiętam
jak kiedyś, byłam wtedy młodsza, miałam pięć, może sześć lat, ciocia
zaproponowała mi wspólny występ na scenie. Byłam bardzo szczęśliwa.
-
Za dwa tygodnie wystąpisz razem ze mną, Maja – powiedziała poważnie.
-
A dwa tygodnie, dużo to jest? – spytałam trochę przestraszona, bo jeszcze wtedy
nie umiałam odliczać czasu i nie znałam się na zegarku.
Dziś
już wiem, że dwa tygodnie to wcale nie tak dużo, zwłaszcza kiedy trzeba nauczyć
się fragmentu tekstu na pamięć, a w dodatku tekst wcale się nie rymuje.
-
To jest impreza, zatytułowana „Imieniny Karoliny”. Jestem na nią zaproszona,
jako jedna z nosicielek tego imienia i zaproponowałam organizatorom, że wezmę
też ciebie. Przeczytasz fragment powieści Marii Kruger – „Karolcia”.
-
Imieniny? A co to są imieniny? – zapytałam zdziwiona, bo wtedy nie wiedziałam.
O urodzinach słyszałam, ale o imieninach nie.
-
To takie święto twojego imienia. Wszyscy składają ci życzenia, są dla ciebie
mili i wręczają ci dużo prezentów – wytłumaczyła ciocia Karolcia.
- O, to dlaczego ja nie mam imienin? –
spytałam zdziwiona.
- Bo… bo jesteś jeszcze za mała. Tylko
dorośli obchodzą imieniny. Gdy będziesz dorosła, będziesz miała swoje imieniny
– tłumaczyła ciocia.
![]() |
Rys. Olga Stodulska |
I potem rzeczywiście recytowałam na
scenie fragmenty powieści „Karolcia”. Te o głównej bohaterce, małej
dziewczynce. Takiej małej jak ja, która miała na imię nie Maja, a właśnie
Karolcia. I miała taki mały, niebieski koralik, który spełniał jej wszystkie
życzenia. Super byłoby mieć taki koralik – myślałam wtedy w duchu.
Wszyscy byli ze mnie bardzo dumni. I
mama, i tata, i babcia Ala, i dziadek Stasio, i babcia Wanda, i dziadek Sławek.
I ciocia Karolcia, oczywiście.
Po
występie przytuliła mnie do siebie bardzo mocno. Byłam zestresowana, ale
wzruszona i szczęśliwa. Myślę, że nawet Nadii się podobało, choć niewiele z
tego rozumiała, ale biła brawo i co chwila wołała „Ma-ja, Ma-ja”, co wywoływało
burze śmiechu na sali. Dostałam potem w szkole od swojej pani dyplom „dla
klasowej aktorki” (...)
(Fragment książki Majka,
Franek ekolog i Krzyś podróżnik, Radom 2017)