Mija
rok odkąd prowadzę ten literacki blog. W ciągu dwunastu miesięcy
zamieściłem na nim dziewięćdziesiąt dziewięć wpisów. Setny,
jak na tematykę strony przystało, poświęcony będzie pisaniu
poezji.
Jednocześnie
wiersz „Heureza”, stanowiący nietypową lekcję teorii
literatury, zapowiada mój najnowszy piąty tomik, będący wyborem
wierszy z lat 1998-2013, który ukaże się nakładem wydawnictwa
„Zeszytów Poetyckich”, w serii „Biblioteka Współczesnej
Poezji Polskiej”.
Heureza
Wiersze
dzielimy na białe i szare. Wolne, pisane
wolno,
z trudem, ociężale, w mękach. Nieregularne,
tworzone
raz na miesiąc, dwa razy w roku, na szkolną
akademię,
do radia, gazetki ściennej, czasopisma, na
konkurs.
Regularne, układane codziennie, co godzina,
co
chwila, w szaleńczej euforii, głębokiej depresji,
grafomańskiej
furii. Bezrymowe, bezsensowne,
bezmyślne,
rymowane. Rymy zaś dzielimy na męskie,
żeńskie
i nijakie. Te ostatnie są źle dobrane, niedokładne.
Częstochowskie,
krzyżowe w wierszach religijnych.
Okalające
w okolicznościowych, dla cioci z okazji
urodzin,
babci z okazji imienin. Monorymy dla matek,
żon.
Parzyste dla kochanek. Gramatyczne dla uczniów
i
uczennic. Najlepsze wiersze to te dla nikogo, o niczym
i
te nie napisane w ogóle.