Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z lipiec, 2013

Credo. Częstochowa

Dziś rano byłem gościem radomskiego "Radia Plus". Rozmowa, która wyemitowana zostanie 15 sierpnia, dotyczyła poezji religijnej. Ogarnęła mnie refleksja, że w zasadzie niewiele utworów w moim równie niewielkim dorobku literackim dotyczy spraw wiary. W debiutanckim tomiku poetyckim "Wianek z myśli" znalazł się iście barokowy, konceptystyczny wiersz "Credo", inspirowany piosenką Johna Lennona "God":         fot. Mikołaj Ganabisiński   Credo Nie wierzę w niebo ani ziemię nie wierzę w ludzi nawet w siebie nie wierzę w marazm ani czas nie wierzę w miłość ani w nas nie wierzę w noce ani dni nie wierzę w uśmiech ani łzy nie wierzę w śmierć na końcu dróg ale we mnie wierzy Bóg     W tej samej książce opublikowany został, napisany nieco później, utwór "Częstochowa", który dzięki muzyce Jakuba Kwintala stał się piosenką, zamieszczoną na płycie "Kiedy zasiadam do pianina". Notabene nagrywaliśmy ją ponad dziesięć la

Charlotte & Czarnobrody

           Dostałem, od mojego kolegi Rafała Błędowskiego - lidera radomskiej grupy szantowej "Kliper", książkę na temat piratów.         Szczególnie zainteresowały mnie dwie postacie. Pierwsza z nich to Charlotte de Berry, która jak głosi legenda po wstąpieniu w męskim przebraniu do angielskiej marynarki wojennej przejęła władzę na statku i kierowała serią napadów wzdłuż Wybrzeża Gwinejskiego w Afryce. Druga to Edward Teach zwany Czarnobrodym - niezwykle okrutny, nieszczęśliwie zakochany pirat, który zginął w tragicznych okolicznościach.         Obie historie zaowocowały żeglarskimi piosenkami: "Charlotte" i "Czarnobrody", które z muzyką Rafała usłyszeć będzie można już jesienią. Póki co zamieszczam na blogu oba teksty, które doskonale korespondują z wakacyjnymi wyjazdami nad morze, podczas których przyjemnie jest słuchać tego typu pirackich legend. Charlotte Oto słowa są legendy jak los karze ludzkie błędy żyła niegdyś cud dziewczyna

Bal (fragment)

Młoda dziewczyna wbiega w czerwonym płaszczu do niewielkiego, przytulnego mieszkania. Patrzy na zegarek, noszony na ręku i wykrzykuje zakłopotana: Cholera, spóźnię się. Na pewno się spóźnię, już 17.00! Była taka kolejka i takie opóźnienie u tego fryzjera, że szok! Człowiek umawia się na konkretną godzinę, a tutaj… Proszę jeszcze poczekać… jeszcze chwilę, już zaraz… ściągając płaszcz: A potem może się Pani kawki napije, może herbatki… zdenerwowana: Gdybym się chciała napić kawki, to poszłabym do kawiarni, tak?! A nie do fryzjera. Był kiedyś taki dowcip. Przychodzi policjant do biblioteki i mówi chciałbym coś takiego głębokiego, mocnego… Może Kafka? – przerywa mu bibliotekarka – a nie dziękuję, już dzisiaj jedną piłem. uśmiecha się: I podobnie jest z tymi fryzjerami… Więc najpierw kawka, a potem to zagajenie rozmowy głupimi pytaniami: „Jak ma Pani na imię?”   Karolina – odpowiadam. „Katarzyna? Piękne” - mówi on. Karolina! – krzyczę zdenerwowana

Ad Memoriam

       Po raz pierwszy bliżej zainteresowałem się życiem i twórczością Leszka Kołakowskiego przy okazji jubileuszu 95-lecia II Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Konopnickiej w Radomiu, w którego obchodach w 2006 roku uczestniczyłem jako absolwent tej szkoły. Wtedy dowiedziałem się, że wśród grona najwybitniejszych byłych uczniów tej placówki znajduje się profesor Leszek Kołakowski. Niestety, pomimo zaproszenia wystosowanego przez dyrekcję i grono pedagogiczne II LO nie udało się wówczas przybyć profesorowi do Radomia. Przysłał za to bardzo miły, przyjacielski i wzruszający list, będący wspomnieniem lat szkolnych.        Profesor Kołakowski przyjechał do Radomia rok później, z okazji 80-lecia swoich urodzin. Rozpoczynałem wówczas studia doktoranckie w Instytucie Filologii Polskiej na Uniwersytecie Marii Curie – Skłodowskiej w Lublinie i obowiązki nie pozwoliły mi uczestniczyć w tej uroczystości. Nie przypuszczałem jeszcze wtedy, że moją pracę doktorską zdecyduję się poświęcić liter